sobota, 13 września 2014

Surówka z brudem i g*wnem

Uszanowanko!

Jeśli macie w domu telewizor, komputer, telefon z funkcją oglądania ipli/playera i nie żyjecie w jaskini na odludziu, program "Kuchenne Rewolucje" zapewne jest wam znany. Nadawane na antenie TVNu show, przedstawiające ciężkie, wręcz czasami "kliniczne" przypadki w polskich (niekoniecznie dobrych) restauracjach, cieszy się bardzo dużą popularnością. Dlaczego kliniczne? Ponieważ nieraz po spożyciu jedzenia, które serwują te miejsca, można wylądować w szpitalu na płukaniu żołądka. Dlaczego akurat ten wpis chciałabym zadedykować pani Magdzie Gessler i jej programowi? Ostatni odcinek, mimo tego, że nie był najbardziej "hardkorowym" ze wszystkich, wzbudził moje szczególne zainteresowanie. Od razu mówię, że ten wpis jest bardzo luźnym strumieniem świadomości.


Sezon dziesiąty, odcinek drugi - pani Gessler odwiedza przydrożną restaurację "Bufet Country". Wystrój nieciekawy, wszędzie pełno "kurzozbieraczy", jedzenie przyrządzane na patelni tak brudnej, że woła o pomstę do nieba, kucharki nie mają zielonego pojęcia o kuchni amerykańskiej, ale to nie to było to, co najbardziej mnie przeraziło. 
Podczas "oczyszczania" baru ze zbędnych gratów, pani Magda, skacząc po ladzie w obcasach (szacun!), jak kozica po górach, cały brud i tłuszcz znad baru zrzuciła wprost do surówek, leżących sobie spokojnie w bemarach. Nie dało się tego zrobić inaczej, dlatego surówki powinny trafić wprost do kosza na śmieci od razu, albo zostać wyniesione zanim zaczęło się sprzątanie, ale jakimś cudem zostały na swoim miejscu, aż do przyjścia klienta. Pan, postawny mężczyzna z wąsem "wałęsającym się" pod nosem, nałożył sobie na talerzyk marchewkę i mimo, że pani bufetowa poinformowała go, że to do wyrzucenia, postanowił ją skonsumować. Gdy pani Magda postanowiła uratować sytuację, klient odpowiedział "Nie, nie, to nic nie szkodzi, ja zjem".

Serio?!


To był ten moment, w którym opadła mi szczęka. Jak można, wiedząc, że w surówce jest brud, nadal chcieć ją zjeść i jeszcze za nią zapłacić? W tym momencie, poza obrzydzeniem, nasunęło mi się pytanie: Czy ludzi w ogóle obchodzi, co wchodzi w skład tego, co jedzą, czy ślepo spożyją to, co położy im na talerz byle knajpa? Powiedzmy sobie szczerze- restaurację, dla której (przed rewolucją oczywiście) rolada śląska i żurek były elementami kuchni amerykańskiej, można nazwać "byle knajpą". Hipotetycznie, nawet, jeśli owy pan z wąsem nie zostałby ostrzeżony o składzie posiłku który miał zamiar spożyć, to raczej nietrudne domyślić się, że marchewka nie powinna smakować brudem, a wszelkie czarne kawałki bliżej nieokreślonej materii nie powinny się w niej znaleźć. Tu pojawia się pytanie: czy żyjąc w dobie McDonalds i kebabu zastanawiamy się, co znajduje się w składzie naszego posiłku? Czy obojętnie nam już, co jemy, byleby tylko nasycić żołądek i iść do domu, zająć się poważniejszymi sprawami?

Na tym dylemacie żerują właściciele restauracji, którym nie zależy na kliencie i jego zdrowiu, tylko na jego pieniądzach. Przerażające jest to, jak te same sytuacje widuje się w kilkunastu, kilkudziesięciu różnych miejscach. Brudna kuchnia, najtańsze produkty - to, niestety, standard. W związku z tym, że nie za bardzo interesujemy się tym, co ląduje na naszym talerzu, właściciele restauracji wierzą, że łatwo da się nas oszukać, podmieniając tu, odejmując tam, tak, by danie robione tanim kosztem wyglądało na drogie i zeszło drogo. Ślepo wierzymy, że jeśli zapłacimy za danie i zjemy je w miejscu, które nazywa się "Restauracją" (choć zwykle nie powinno się tak nazywać), to w zamian dostajemy smak i jakość. Niestety, tu można się nieźle nadziać. Nieraz słyszałam historie o podmienianiu sera Grana Padano na goudę i szynki prosciutto na szwardzwaldzką, żeby tylko było taniej, albo o myciu spleśniałej szynki w jednej z lokalnych pizzerii. Ludzie, czy wy upadliście na głowę? Przez takie historie, jak spleśniała szynka, czy innego rodzaju zepsute jedzenie, można trafić do więzienia, gdy tylko klient poważnie się rozchoruje i będzie na tyle zdeterminowany w szukaniu zemsty, że skieruje sprawę do sądu. Nigdy nie wiadomo, jaką tolerancję na takie produkty ma losowa osoba, wchodząca do restauracji i zamawiająca danie. Właściciele w swoich domowych zaciszach najprawdopodobniej nie serwują sobie spleśniałej szynki na kanapce, więc nie wierzę, że takie rzeczy po prostu "umykają" ich uwadze. 

Wracając do "Kuchennych Rewolucji", muszę przyznać, że fascynuje mnie ten program i mogę nazwać się jego fanką, a raczej fanką pani Magdy Gessler. Bardzo podoba mi się jej podejście do kuchni i prowadzenia restauracji. W internecie aż huczy od opinii w stylu "Obraża ludzi i dostaje za to pieniądze!". Wiecie co? To jest prawda. Dlaczego tak myślę? Niektórzy właściciele restauracji, ponieważ "restauratorami" nazwać ich nie można, zdecydowanie potrzebują gwałtownego przebudzenia. Większość z nich jest przekonana, że ich knajpa jest wspaniała, czysta, kuchni nie można nic zarzucić, a obsługa jest nadzwyczaj sympatyczna i pomocna. Cytując Pana, który uczy na mojej uczelni gramatyki kontrastywnej: "It's true... Except it's not". Wszystko wydaje się takie na pierwszy rzut oka, lecz gdy zajrzy się za kulisy, rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Tu postawmy tezę: Telewizja nie lubi nudnych ludzi. Widownia nie lubi nudnego spektaklu. Pomijając to, jaką osobą w życiu poza programem jest pani Gessler, dla widzów jest ona przede wszystkim postacią rozpoznawalną dzięki swojemu ognistemu temperamentowi i burzy blond loków.Gdyby była grzeczna i nie okazywała niezadowolenia i rozczarowania ignorancją właścicieli lokali, które odwiedza, czy program nadal miałby sens? Nie byłby to już wtedy program rozrywkowy. Programu rozrywkowego nie ma, póki ktoś po kimś lub po czymś nie "pojedzie". Właściciel przekonany o niezaprzeczalnej (a raczej mocno zaprzeczalnej) jakości swojego lokalu nie zmieni podejścia, jeśli się nim nie potrząśnie. Jak wiecie, na niektórych nawet to nie działa i czasami rewolucja kończy się klapą, jednak Ci, którzy słuchają wskazówek znanej restauratorki i odnajdują sens w tym, co robią, są wynagradzani gośćmi i prestiżem, a co za tym idzie... Pieniędzmi. Dołek restauracji to błędne koło, które może przeciąć tylko ktoś, kto zna się na rzeczy i kto będzie uparty w dążeniu do celu. Czy dałoby się zrobić to grzecznie? Wątpię, a już napewno nie zrobiłoby się z tego show nadającego się do telewizji. Najlepsze jest to, że program "Kuchenne Rewolucje" jest zrobiony na podstawie zagranicznego "Kitchen Nightmares", prowadzony przez samego SZEFA GORDONA RAMSAY'A. Facet chyba każdemu restauratorowi śni się po nocach, z lśniącym w blasku księżyca tasakiem, krzycząc "YOU FUCKING DONKEY!". Wierzcie mi lub nie, jeśli nie widzieliście ani jednego odcinka "Kitchen Nightmares", "Hotel Hell" lub "Hell's Kitchen", szef Ramsay zdecydowanie nie zatrzymuje ani jednej swojej uwagi dla siebie. 

Szef Ramsay w (jeszcze) dobrym humorze


Szef Ramsay w (już) gorszym humorze
Jeśli miałabym wybrać moje ulubione osoby medialne, zdecydowanie wybrałabym dwóch wspomnianych wcześniej restauratorów. Dlaczego? Ponieważ zarabiają pieniądze robiąc to, co umieją robić i na czym się znają. Jeśli chodzi o panią Magdę, jest jedną z niewielu osób w Polsce, która zarabia na tym, że ma pasję i dzięki niej ratuje innych ludzi z opresji. Temperamentne zachowanie w programie jest nie tylko robieniem show, ale również sposobem na obudzenie właścicieli lokali z letargu i popchnięciem w stronę zmian. Oczywiście, gdyby było spokojnie, byłoby nudno - wiadomo. Wyobrażacie sobie Gordona Ramsay'a mówiącego "Przepraszam bardzo, ale obawiam się, że przegrzebki, które pani podała, są odrobinkę niedogotowane... Czy mogłaby pani usmażyć je raz jeszcze?"? Nie? Ja też nie. Tak samo, jak nie wyobrażam sobie pani Magdy, która nie rzuca w kucharzy starym makaronem i nie tłucze okien siekierą. Poza tym, nie sądzę, by temperament pani Gessler był udawany, gdyż sama straciłabym cierpliwość w wielu sytuacjach, z jakimi ona spotyka się w knajpach przed rewolucją. 
Na tym polega telewizja rozrywkowa, proszę państwa. 

Zostawiam was z przemyśleniami i pytaniami: Jak wy odnosicie się do sprawy swoich posiłków? Wolicie gotować w domu, czy jadacie w lokalach? Czy zdarzyło wam się dostać nieświeże bądź zwyczajnie niedobre jedzenie? Jak odnosicie się do tematu "Kuchennych Rewolucji"?

Trzymajcie się ciepło! :)

Kasia

1 komentarz:

  1. Zachęciłaś do obejrzenia odcinka... Aż mi się w głowie nie mieści, że klient mógł tego nie zauważyć? Co do samej istoty programu to z przyjemnością oglądam programy kulinarne, w których nie do końca chodzi o gotowanie ;) To bardziej gra psychologiczna i oddziaływanie na tak naprawdę głupim i zagubionym człowieku. Ci Państwo, których wymieniłaś, są w tym mistrzami.
    Dodaję do listy czytelniczej i czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń